Czy to w ogóle możliwe? Czy ktoś oprócz promotora może w tym pomóc? No jasne! Studia doktoranckie i pisanie rozprawy doktorskiej to co prawda nie rurki z kremem, jak mawia jeden z moich uczniów, ale to nie powód, by stać się kompletnym no life'em. Oczywiście wiele zależy od sytuacji życiowej, w jakiej się znajdujecie. Z pewnością odmienne zdania miałyby doktorantki matki.
W każdym razie pewne jest jednak to, że wraz z rozpoczęciem studiów doktoranckich przybywa (żeby nie mówić – zwala nam się na głowę) obowiązków, które musimy pogodzić z zadaniami wynikającymi z ról pełnionych chociażby w rodzinie.
I właśnie wtedy, kiedy czułam, że nadmiar obowiązków mnie przytłacza (na tyle, że myślałam o rezygnacji ze studiów), z pomocą przyszli twórcy internetowi z różnych dziedzin. Najpierw zaczęłam od organizacji czasu, w kwestii której byłam totalnym żółtodziobem. W pierwszej kolejności trafiłam na Alinę z Design Your Life i jej planery. Dzięki niej wyrobiłam sobie nawyk zapisywania tego, co muszę lub powinnam zrobić.
Z kolei Pani Swojego Czasu – Ola Budzyńska – nauczyła mnie wyznaczać priorytety, których realizacja przybliżała mnie do ukończenia rozprawy doktorskiej. Na Olę trafiłam niemal zaraz po tym, jak utworzyła Panią Swojego Czasu. Jestem z nią, a raczej PSC jest ze mną cały czas. Olę uważam też za nieoficjalną promotorkę mojego doktoratu.
I kiedy już wydawało się, że ogarniam wszystko na tyle, by nie zarywać zbyt często nocek, ona odeszła. Ta, która pojawia się i znika. Ta, która pozwala realizować cele i marzenia. Ta, dzięki której „kołcze” mają o czym mówić – motywacja.
Zbyt długo zabawiła, więc sobie poszła – jak to motywacja. Trzeba było cierpliwie czekać, aż jaśnie pani raczy wrócić. I tym razem z pomocą przyszedł Internet w osobach Kamili Rowińskiej i Jacka Wiśniowskiego. Jacek dawał motywacyjnego kopa w stylu „Rusz dupę”, a Kamila w każdy Power Poniedziałek dopingowała, by walczyć o własną kobiecą niezależność.
Kolejnym wsparciem przy doktoracie była Paulina Mikuła. I nie tylko dlatego, że pisząc rozprawę, szukałam w książce „Mówiąc Inaczej” metafor metajęzykowych, ale również dlatego, że wskazówki Pauliny (zarówno te z książki, jak i z filmów na YouTubie) pomogły albo wyeliminować błędy, albo przynajmniej mnie na nie wyczulić.
Do dziś jednak gniewam się na Google’a, że gdy pisałam rozprawę i przekopywałam słowniki czy poradnię PWN, docierając przy tym do końca internetów, nie podpowiedział mi strony Ewy Popielarz. O ileż prostsze by to było!
Jednak samo napisanie pracy doktorskiej nie jest równoznaczne z tytułem doktora, bo o ile kwestia uczestniczenia w zajęciach jest dość oczywista, to do tego trzeba jeszcze wygospodarować czas na naukę do egzaminów doktorskich. Egzamin doktorski nie bez powodu brzmi poważnie, bo
w komisji słuchającej Twoich wypocin zasiada także promotor. A jeśli – tak jak ja i pani__doktor__gotuje (piona, Kasiu! <3) – jako język obcy wybierasz rosyjski, to nic dziwnego, że 5 minut przed egzaminem zastanawiasz się, czy wejść i odpowiadać na wszystko: Charaszo (łącznie
z pytaniem o imię i nazwisko), czy może jednak pójść za głosem serca, które podpowiada, by zadzwonić na 112, bo zaraz wyskoczy Ci z piersi.
Z przekonaniem, że jednak nie może być tak źle, w końcu jako dziecko słuchałam t.A.T.u. i w razie ucieczki zaśpiewam Nas nie dogoniat – weszłam. I przeżyłam. W indeksie 4,5, a w zanadrzu miałam jeszcze kilka zwrotów, po które na szczęście nie musiałam sięgać.
Najgorszy był jednak egzamin doktorski z językoznawstwa – raptem tylko całe językoznawstwo do opanowania. Rzecz – wydawałoby się – nieosiągalna, ale i w tym przypadku znalazłam pomoc – książkę „Włam się do mózgu”, w której autor – Radek Kotarski – podaje różne metody samodzielnej nauki. Połączyłam ze sobą kilka metod (tancerki, walenia oraz zmiany miejsca) i nie dość, że uczyłam się szybciej, to informacje zapamiętałam zdecydowanie na dłużej. Warto zajrzeć do tej książki.
Doktorat to projekt jak każdy inny. I choćby podjął się go najbardziej zagorzały naukowiec, to i jego może dopaść zwątpienie, nawet przy interesującym temacie. (O tym, jak wybrać ciekawy temat pracy dyplomowej, dowiesz się z pozostałych artykułów na blogu).
Doktorat wymaga czasu, pracy, czasami walki z samym sobą, ale też pomocy zarówno ze strony bliskich, jak i twórców internetowych. Ale skorzystać z niej musimy sami. Bo jak mówi indiańskie przysłowie – „Można doprowadzić konia do wodopoju, ale nie można zmusić go do picia”.
Zamów newsletter i odbierz prezent
dr Beata Kupczyk
e-mail: beata@prokropka.pl
Bądźmy w kontakcie
Znajdź mnie w mediach społecznościowych